wtorek, 4 sierpnia 2015

Rozdział 4

No i jest kolejna notka :)
Miłego czytania :*
~*~

Siedzę na tej przeklętej kanapie w tym przeklętym mieszkaniu. Na stoliku stoi talerz z parującym obiadem, a obok niego szklanka z parującym kompotem. Nie tknę tego. Widzę, że ta młoda dziewczyna, która ma mi pomagać, traci już cierpliwość. Zaraz wstanie i wyjdzie i zasiądzie przed telewizorem. A wtedy będę mogła to wszystko wyrzucić. Mam rację. Dziewczyna wychodzi z pokoju. Rozglądam się i zastanawiam się gdzie to ukryć. W koszu zauważy... Zaraz... Podchodzę do szafy i wyciągam moją różdżkę. Od dwóch lat jej nie używałam. Jednym zaklęciem zmniejszam wszystko co jest na talerzu, do rozmiaru guzika i wyrzucam to do kosza. Kompot wylewam do zlewu, następnie talerz i szklankę kładę na stoliku, tam gdzie stały wcześniej. Opadam na kanapę i biorę trochę sosu na palec i umieszczam go w kąciku moich ust. Ta dziewczynka się nie zorientuje. Chrząkam głośno. Młoda zaraz przybiega do pokoju. Patrzy na talerz, potem na moje usta. Następnie podchodzi do kosza i zerka do niego. Nic nie znalazła. Bierze naczynia i wrzuca je do zmywarki.
- Potrzebuje pani czegoś jeszcze? - Pyta.
- Nie. Dziękuję. - Odpowiadam i wlepiam wzrok w okno. Ona nie może mi pomóc. Nikt nie może mi pomóc. Nawet ta psycholog. Ta cała Michelle, czy jak jej tam. Nie zna mojego bólu. Myśli, że robi jakieś postępy bo czasem coś jej powiem. Robię to dla świętego spokoju. A ona to wszystko łyka. Przykrywam się kocem. Ten koc zawsze lubił Lysander. Mówił, że ma taki sam kolor jak moje oczy. I że jest mięciutki jak moje włosy... Uśmiecham się przez łzy, na wspomnienie o moim dziecku. Tak tu pusto bez niego. Tak dużo wspomnień w tym mieszkaniu... Robi mi się słabo, więc zamykam oczy i opieram głowę o oparcie. Może zasnę...

~*~

Draco!
Mógłbyś przyjechać do Hermiony? Nie mam z nią kontaktu, nie odbiera telefonów, nie wpuszcza sów z listami do domu, a nie mogę do niej iść. Nie mam z kim zostawić dzieci ani rodziców. Błagam Cię, czuję, że dzieje się coś złego. Dziewczyna, którą zatrudniłam, przyszła dzisiaj do mnie, że Hermiona nie wpuszcza jej do mieszkania. Proszę Cię, sprawdź to.
Ginny


- Cholera. - Mruczę pod nosem. Czytam list jeszcze raz. - Blaise, muszę wyjść. Zastąpisz mnie? -
- Jasne stary, leć. - Mówi przyjaciel, pochylony nad papierami. Tyle pracy i że akurat teraz, Hermionie musiała palma odbić. Ściągam fartuch i zamieniam go szybko na kurtkę. Zbiegam po schodach i wybiegam przez drzwi. Wskakuję szybko na motor. Na pełnym gazie ruszam w stronę mieszkania Hermiony. Merlinie, ta dziewczyna, zawsze musi coś wymyślić. Parkuję zaraz przed drzwiami bloku i wbiegam po schodach. Zaczynam walić w drzwi Hermiony, jednak odpowiada mi tylko cisza.
- Granger, otwieraj te drzwi, jasne? Słyszysz mnie? Otwieraj! - Krzyczę łomocąc w drzwi, jednak to się na nic zdaje. Okej, chciałem po dobroci. Wyciągam różdżkę.
- Alohomora. - Drzwi jednak zostają zamknięte. Uderzam się otwartą dłonią w czoło. Przecież to mieszkanie Hermiony. Byle jakie "Alohomora" nie zadziała. - Bombarda Maxima.- Drzwi wypadają z zawiasów, odpycham je i wbiegam do mieszkania. Wszędzie jest ciemno i brudno. W powietrzu unosi się smród stęchlizny i zgnilizny.
- Ktoś tu w ogóle sprząta? Lumos. - Kieruję swoje kroki do łazienki. Pusto. Następnie sprawdzam salon, kuchnię, jej sypialnie. Otwieram ostatnie drzwi. Pokój jej syna. Brunetka leży na dywanie i przytula jakiś brązowy koc. W ręku trzyma rozbite zdjęcie, a obok niej leży pluszowy hipogryf.
- Cholera Granger. - Podchodzę do niej i sprawdzam oddech, tętno. Wszystko jest w porządku. Sprawia wrażenie jakby zasnęła. Jednak to nie może być to. Jest rozpalona i jeszcze chudsza niż poprzednio. Każda jej kość sprawia wrażenie, jakby miała zaraz przebić skórę. - Co Ty ze sobą zrobiłaś? - Podnoszę ją i opatulam kocem. Zanoszę ją do jej sypialni i kładę na łóżku.
- Expecto Patronus – Przede mną pojawia się srebrzysty smok i wylatuje przez okno. Otwieram wszystkie okna w mieszkaniu, trzeba tu trochę przewietrzyć. Ten zapach zgnilizny nie daje mi spokoju. Przechodząc obok szafki z książkami nasila się, wyciągam jedną książkę, potem następną i kolejną. Za nimi leży spleśniałe jedzenie. A więc głodzi się. Pewnie jedzenie pochowanie jest w całym mieszkaniu. Przetrząsam wszystkie pokoje i w każdym znajduje trochę spleśniałych ziemniaków, warzyw, chleba, mięsa. To jest chore. Wyrzucam to wszystko do kosza.
- Ona nie może tu mieszkać. Nie może mieszkać sama. - Mówię do siebie.
- Brachu, co jest. - Wzdrygam się, gdy za mną pojawia się Zabini.
- Granger. Nieprzytomna, rozpalona, w sypialni. Głodzi się. - Mówię i pokazuję mu pokój. Sam wracam do salonu i zbieram wszystkie zdjęcia ze ścian. Wyczarowuje karton i wrzucam tam ramki. Zatrzymuję się na ostatnim zdjęciu. Hermiona z synem trzymającym list z Hogwartu. Gładzę zdjęcie opuszkami palców i pakuję je do kartonu. To samo robię z resztą pokojów. Na końcu otwieram jej garderobę i pakuję jej ubrania, buty i kosmetyki. Postanowiłem. Odsyłam kartony do mojego domu i idę do Blaisa.
- I jak? - Pytam.
- Zabieramy ją. Koniecznie. - Teleportujemy się z Hermioną przed szpital i wchodzimy.
- Dorothy, szybko, jakaś pusta sala. - Krzyczę. Pielęgniarka przegląda listę. - Sala 40 piętro 3. - Mówi. Wbiegamy po schodach i zanosimy byłą Gryfonkę do pokoju. Kładziemy ją na łóżku.
- Stary, wołaj Sierrę i Kiarę. - Zabini wybiega z pokoju. Wyczarowuję zimny okład i kładę go na czole Hermiony. Delikatnie przecieram jej twarz zimną wodą. Sierra wbiega pierwsza do pokoju.
- Potrzebuję wywaru z żołądka zielonej traszki i eliksiru na przybranie na wadze. - Mówię. Ciemnoskóra kobieta wybiega z sali. Mija się w drzwiach z Zabinim.
- Kiara pobiegła po zioła. Zaraz powinna być. - Oświadcza mężczyzna. Po chwili obie kobiety zjawiają się. Najpierw podajemy wywar i eliksir, następnie okładamy twarz Granger ziołami.
- Pomyślałam, że przyniosę jeszcze wywar z oczu rekina i jadu zapłonki. - Mówi Ciara. Mam ochotę ją przytulić.
- Jesteś genialna. Masz podwyżkę. - Mówię i wyrywam jej butelkę. Otwieram usta Granger i wlewam kilka kropel. Dziewczyna zaczyna kaszleć, otwiera oczy i patrzy się przerażona na nas.
- Ccoo... Cco się dzieje? - Pyta słabym głosem, po czym opada na poduszki i zasypia. Opadam na krzesło.
- Ona ma ze sobą poważne problemy. Anoreksja, depresja i resztę dopiero można stwierdzić po badaniach. - Mówi Zabini. - Smoku, z nią trzeba coś zrobić.
- Wiem stary. Ale nie mam pomysłu co. Psycholożka jej nie pomaga, nikt nie umie jej dopilnować z jedzeniem, ona sama nie chce współpracować. To jest cholernie ciężki przypadek. - Mówię słabym głosem. Jak jej pomóc? W szpitalu nie będzie problemu jej pilnować, ale co potem? Zamieszka u mnie czy tego chce czy nie, ale kto jej tam będzie pilnował? Przecież ja mam pracę... Przeczesuję włosy palcami i patrzę na wychudzoną postać leżącą na łóżku.
- A gdyby tak... A gdyby tak przedstawić ją Scorpiusowi? I Dianie? -Odzywa się nagle Diabeł. Patrzę na niego zszokowany. Przecież... Przecież to takie oczywiste!
- Stary jesteś genialny. Wiszę Ci Ognistą! - Wykrzykuję i wybiegam z pokoju. Dzieciaki wracają za dwa miesiące z Hogwartu. Do tego czasu Granger powinna przestać wyglądać jak trup. I tak będzie u mnie mieszkać. Może oderwie myśli od nasze... swojego syna. Przecież to genialne!
- Panie Malfoy! Pannie Granger się pogorszyło! - krzyczy jedna z praktykantek. Odwracam się na pięcie i biegnę do jej sali. Widzę ją leżącą na białej pościeli. Jest cała czerwona i ma drgawki. Blaise rzuca już na nią zaklęcia, ale to nie pomaga. Kiara podaje jej eliksiry dożylnie. Jednak Granger na nic nie reaguje. Patrzy się w sufit. Nagle z jej ust dobiega charkot i wszyscy zamieramy. Hermiona nie rusza się.
- Hermiono nie teraz! Nie teraz kiedy wiem jak Ci pomóc! - Wykrzykuję i łapię ją za rękę. Nie oddycha, nie wyczuwam pulsu.
- Cholera. - Blaise rzuca jeszcze dwa zaklęcia. Nagle Granger bierze ogromny łyk powietrza. Oddycha delikatnie. Ale oddycha. Uśmiecham się.
- Ale nas nabrałaś. - Mówię i odgarniam włosy z jej czoła. Jak ja jej nie znoszę.


środa, 29 lipca 2015

Rozdział 3

Witajcie :)
Kochani, notka nieco szybciej, tak jakoś wyszło ;)
Zapraszam do czytania!
~*~


- I jak postępy panno Paver? - Pytam się kobiety siedzącej na przeciwko mnie.
- Panie Malfoy, nie ma postępów. Hermiona jest w tragicznym stanie psychicznym. Chcę jej pomóc, ale odpowiada tylko "tak" i "nie". O ile odpowie. Tu w szpitalu, nie mogę jej pomóc. Mogę ją przenieść do kliniki. Mieliśmy podobne przypadki. Może tam, razem z moją kadrą coś wymyślimy. - Mówi.
- Nie ma opcji, żeby zamknąć ją w klinice. - Twardo odpowiadam. Kobieta patrzy się na mnie. Jest młoda. Ma około 23 lat. Długie, jasne, lśniące włosy opadają jej na plecy. Ma bardzo symetryczną twarz. Trochę zbytnio haczykowaty nos. Ale jej oczy. Są koloru mięty. Uśmiecham się do niej uwodzicielsko.
- Może przejdźmy na "ty". Draco. - Mówię. Kobieta uśmiecha się.
- Michelle. - Odpowiada i podaje mi dłoń. Składam na niej pocałunek.
- Tak więc Michelle. Co ty na to, żeby wizyty składać jej w domu. Może tam będzie czuła się pewniej i bezpieczniej. Zapłacę podwójnie. -
- Ale najpierw odpowiedz mi na pytanie, Draco. Dlaczego Ci tak na tym zależy? - Pyta.
- Obiecałem komuś, że się nią zajmę. - Mówię. Przecież nie powiem jej całej prawdy. Michelle patrzy się na mnie delikatnie mrużąc oczy.
- Dobrze. Mogę ją odwiedzać w domu. Podaj mi adres. I zjawię się tam w czwartek. -
- W czwartek dopiero ją wypisujemy. Może być piątek? - Pytam. Kobieta uśmiecha się, wstaje i pochyla nade mną.
- Oh, Draco, Draco. Może być w piątek. Ale jeden warunek. W czwartek idziemy na kawę. - Mówi, kładzie mi karteczkę na biurku i wychodzi, kręcąc przy tym ponętnie pośladkami. Uśmiecham się pod nosem. Taka przewidywalna.
- Kobiety...

~*~

- Granger. Dzisiaj wychodzisz. - Mówię do kobiety siedzącej na łóżku. Patrzy się nieprzytomnie w okno. Tak strasznie się zmieniła... Kontrolnie sprawdzam, czy zjadła to co jej podano. Talerz jest pusty. Kiwam głową. Podaję jej wypis i pomagam jej wstać. Prowadzę ją na wagę. Mrużę oczy i spoglądam na wynik.
- Powiedz mi, jak to możliwe, że po trzech tygodniach w szpitalu, przytyłaś tylko 2 kilogramy? Powinnaś mieć dodatkowe 10. - Mówię. Hermiona patrzy się na mnie tymi smutnymi, pustymi oczami.
- Ty tu jesteś uzdrowicielem. Ty mi powiedz. - Mruczy pod nosem podchodzi do szafy, gdzie stoi jej mała torba z ubraniami i kosmetykami. Ledwo ją podnosi. Zbliżam się do niej i zabieram torbę. Otwieram drzwi i puszczam ją przodem. Na korytarzu już czeka na nią Potter. Podchodzi do Hermiony i przytula ją mocno.
- Cieszę się, że Cię widzę. - Szepcze. Następnie rzuca się na mnie i przytula się do mnie z całej siły. - Dzięki, że postawiłeś ją na nogi. - Odsuwam się od niej.
- Możemy jeszcze zamienić słowo? - Pytam i odchodzę parę kroków. Ruda podąża za mną. - Słuchaj, jej dalej trzeba pilnować. Przede wszystkim czy je. Wszystkie tabletki i ostre rzeczy trzeba jej zabrać. I ktoś naprawdę musi jej pilnować. Zatrudnij kogoś. Niech z nią mieszka. Niech gotuje, sprząta i pilnuje. Psycholog przychodzi dwa razy w tygodniu. We wtorki i w czwartki. Ale pierwszy raz przyjdzie już jutro. Kosztami się zająłem. - Mówię. Ginny kiwa głową.
- Dobrze Draco. Zatrudnię kogoś. I dziękuje Ci. -
- To moja praca, Potter. - Mówię i podaję jej dokumentację Granger. - Nie chcę jej tu znowu widzieć, przynajmniej nie z tego powodu. - Odwracam się i odchodzę. Za plecami słyszę jeszcze tylko Ginny mówiącą coś do Granger. Mam złe przeczucie, że jeszcze je tutaj nie raz zobaczę.

~*~

- Oj Draco, ta kawa jest świetna, naprawdę. Restauracja też jest świetna, ale przytulniej chyba będzie u mnie... - Mówi Michelle, przygryzając wargę. 
- Wybacz Micha, ale nie mogę. Mam... Pracę jeszcze. - Niepodobne to do mnie. Właśnie odmawiam sobie cudownego sexu. Michelle wygląda na zawiedzioną. 
- A innym razem? Hmmm? - Nie chcę żeby Micha rezygnowała z pomocy Hermiony, a wygląda na mściwą kobietę.
- Innym razem nie ma problemu. Może przyszła środa? - 
- Jasne, pasuje. To widzimy się w środę Draco 

~*~

Nie jestem zadowolona z tego rozdziału... No ale cóż. Jest 

czwartek, 23 lipca 2015

Rozdział 2

No więc, obiecany rozdział jest, mam nadzieję, że Wam się spodoba. Naprawdę się starałam ;)
Udanych wakacji, tak wgl xD

~*~

- Blaise, załatw mi psychologa dla Hermiony. - Mówię, kiedy przyjaciel wchodzi do gabinetu. Zabini staje na przeciwko mnie i patrzy uważnie.
- Draco? Wszystko w porządku? - pyta.
- Oczywiście, że tak.. - Odpowiadam.
- Draco, doskonale widzę, że nie jest okay. Po tym wszystkim nagle widzisz ją taką, w takim stanie...
- Diable, to było 9 lat temu. Daj spokój.
- I tak wiem, że to Ci nie minęło. - Mówi przyjaciel i pochyla się nade mną. - Jak byś chciał pogadać to wiesz... -
- Daj spokój. - Mówię i zaczynam wypełniać papiery Hermiony.
- Dobra, ten psycholog, kobieta czy mężczyzna? -
- Obojętne. Ma być najlepszy. -
- Dobra stary, za godzinę dam Ci znać. A Ty idź teraz do niej i ją poinformuj, co ją czeka. Wybudziła się. - Przyjaciel opuszcza gabinet. Siedzę jeszcze chwilę na krześle i zastanawiam się co powiedzieć Mionie. Muszę być miły. Ale jak będąc miły pomogę jej się ogarnąć? Ona potrzebuje, żeby ktoś przemówił jej do rozsądku. Wzdycham i podnoszę się z krzesła. To będzie trudna rozmowa.

~*~

Leżę na białym łóżku, w białym pokoju i wpatruję się w biały sufit. Na sobie mam białą piżamę, a na ręce biały bandaż. Gdyby nie to, że wiem gdzie jestem, mogłabym pomyśleć, że to niebo. Zwłaszcza, że nade mną stoi tak przystojny mężczyzna odziany w białe ubranie, w prawie białych włosach i tak niesamowicie błękitnych oczach. Anioł. Ale nie. Doskonale wiem gdzie jestem. To szpital. Jestem w sali szpitalnej. A nade mną nie stoi anioł. To uzdrowiciel. Mówi do mnie, ale ja dalej patrzę się w sufit. On sprawił, że przeżyłam. To przez niego teraz tu jestem, a nie w niebie. Jestem wściekła. Ignoruję go, co go denerwuje. I dobrze. Zasłużył sobie. Przez niego tu leżę. Sam tego chciał. Nagle mężczyzna łapie mnie za ramię i ciągnie w swoim kierunku. Automatycznie unoszę się i jestem teraz w pozycji siedzącej. Zmusza mnie, żebym na niego spojrzała. Znam tę twarz. Te włosy. Te oczy. Wydaje się znajomy. Zaraz...
- Granger, czy ty mnie do cholery możesz zacząć słuchać?! - krzyczy. Poznaję ten grymas złości. W Hogwarcie... W Hogwarcie tak na mnie cały czas patrzył. No może było w jego oczach trochę obrzydzenia.
- Malfoy... - szepczę. Doskonale wiem, że został uzdrowicielem. Ale dlaczego właśnie on się mną zajmuje?
- No niemożliwe, nareszcie zaszczyciłaś mnie jakimkolwiek słowem. - Mówi. Nadal jest zły. Odwracam wzrok od jego niesamowicie przystojnej twarzy. Tak. Draco Malfoy jest niesamowicie przystojny. Zawsze był, a ja nie mogę temu zaprzeczyć. Jednocześnie jest największą świnią, jaką znam. Wlepiam wzrok w ścianę za nim, a on mówi do mnie.
- Żaden powód nie jest dobry, żeby odebrać sobie życie. Kobieto, jesteś wrakiem. Rozumiem, że możesz cierpieć, no ale Granger. Spójrz na Ginny. Straciła Pottera i teraz traci rodziców. I widzisz jak się trzyma. Próbowała się zabić? Nie. Wygląda jak wrak? Nie, trzyma się świetnie. Merlinie, Granger... - Nie pozwalam mu skończyć. Gotuje się we mnie.
- I co? Myślisz, że jak mi powiesz, jak świetnie wygląda Ginny i jak się trzyma, to mi przejdzie?! Straciłam dziecko! Dziecko, rozumiesz!? I to z mojej winy. Gdybym tylko wiedziała kiedy się zamknąć. I gdybym tylko zapłaciła szybciej... - Głos mi się załamuje. Łzy spływają po moich policzkach. Aż dziwne, że jeszcze mam czym płakać. Codziennie, przez dwa lata wylewałam tysiące łez. I one nadal płyną. Malfoy patrzy się na mnie. Zastanawia się pewnie co powiedzieć.
- Granger. Granger, to nie twoja wina. - Mówi. - I tak by go zabili. Nawet gdybyś zapłaciła szybciej. Nawet gdybyś nie powiedziała tych słów. - Patrzę na niego z szeroko otwartymi oczami.
- Co Ty o tym wiesz. Nie masz o tym pojęcia.

- Granger, zjedz coś. A potem połóż się spać. Jutro przyjdzie do Ciebie psycholog. - Mówi uzdrowiciel i wychodzi z pokoju. Zerkam tylko na jedzenie pozostawione na stoliku, odwracam się i idę spać. Sen jest piękny. To taka jakby chwilowa śmierć. Przez parę godzin nie ma Cię na świecie. Zasypiam z nadzieją, że się już nie obudzę.

piątek, 17 lipca 2015

Rozdział 1

Dzieło powstawało prawie 6 miesięcy. Aktualnie mam 7,5 rozdziału. Planuję dobić do 20. Zapraszam na pierwszy z nich :)
~*~
- Panie Malfoy, mamy samobójczynię. Nałykała się tabletek, jeszcze nie wiemy jakich. - Wstaję z krzesła i wybiegam razem z Tanyą z gabinetu.
- Wezwij Blaise'a. - Mówię do dziewczyny. Kiwa głową i idzie do jego biura. Kieruję się w kierunku sali, jedynej wolnej, na której będę musiał przepłukać dziewczynie żołądek. Po chwili do pomieszczenia wpada Blaise.
- Gotowy? - Pytam, a kiedy przyjaciel przytakuje, rzucamy zaklęcie.
- Malfoy, tobie też się wydaje, że ją znamy? - Pyta Zabini. Pochylam się nad kobietą i zamieram. Niedoszłą samobójczynią jest Hermiona Granger.
- Zabini, to Hermiona. - Mówię ściszonym głosem. Co ta desperatka ze sobą zrobiła? Jest strasznie wychudzona, prawdopodobnie odwodniona, ma pocięte całe nadgarstki. Wygląda jak cień dawnej, pyskatej Gryfonki. Jak cień dawnej Hermiony. Jakby mieszkała przez conajmniej 2 lata w Azkabanie. Zabini zerka na mnie nerwowo. Czeka na moją reakcję, ale widzi tylko kamienną twarz.
- To niemożliwe... Co ona ze sobą zrobiła? -
- Nie wiem stary. Zajmij się nią. Ja zobaczę czy ktoś z nią przyjechał. - Mówię i wychodzę. Na korytarzu siedzi Ginny Potter.
- Co z nią? - Pyta.
- Też się cieszę, że cię widzę. No więc wyliże się z tego. Ale muszę ją tu zatrzymać. Jest w fatalnym stanie psychicznym i fizycznym. Odwodnienie, anemia. I przyda jej się wizyta psychologa. - Mówię. - Powiedz mi, wiesz co ją skłoniło do targnięcia się na własne życie? -
- Chodzi o porwanie jej syna. -
- Ale to przecież było 2 lata temu. Nie otrząsnęła się po tym? - Pytam. Ja też to przeżyłem i jakoś się trzymam. A łatwo nie było.
- Jak widzisz nie. Jest coraz gorzej. Dopóki nie znaleziono jego ciała, jakoś się trzymała. Teraz już wszystko jej obojętne. -
- Mieszka sama? - Jak Ruda powie, że tak to chyba mnie rozerwie.
- Tak. - odpowiada.
- Zwariowałaś!? Przecież widzisz w jakim jest stanie! -
- U mnie nie ma miejsca! Nie mogłam jej zaprosić do siebie! - krzyczy.
- Gdybyś była jej prawdziwą przyjaciółką, wymyśliłabyś coś. - Mówię i odwracam się. Chcę już wejść do sali, kiedy Ginny coś mówi.
- Malfoy, pomożesz jej? Jesteś ostatnią szansą.
- Jeszcze się głupio pytasz. - Warczę. Przecież ona i tak wszystko wie. Ruda nic nie mówi. Posyła mi tylko znaczące spojrzenie. Otwieram drzwi. - Możesz się z nią zobaczyć. -
- Jesteś jej ostatnią szansą, Malfoy. Postaraj się. - Mówi i wchodzi do sali przyjaciółki.



Prolog


Siadam na łóżku i pakuję garść tabletek do ust. Popijam je wodą i kładę się. Łzy spływają mi swobodnie po policzkach. Marzę, aby ból zniknął. Aby móc w końcu zapomnieć, o moim synku. Zamykam oczy i czekam na moją przyjaciółkę - Śmierć, która odebrała mi już dziecko i rodziców.
Czekam, aż przyjdzie po mnie i zastanawiam się co jej wtedy powiem.
Co wykrzyczę jej prosto w twarz.
Bo przecież pomiędzy przyjaciółkami również dochodzi do kłótni. Prawda?


Witajcie!

Witajcie, witajcie.
Oto mój najnowszy blog o tematyce Dramione.
Dużo rzeczy będzie wam ciężko zrozumieć, aczkolwiek, zapowiadam wam od razu, jakby kolejną część tego bloga.
Ta część bloga nazywa się "Ostatnia szansa". Dlaczego? Czytajcie.
Część, która dopiero powstanie (zapowiem ją w swoim czasie) nazywać się będzie "Kolejna szansa". Dlaczego? To zobaczycie.
Dla sprostowania. "Ostatnia szansa" dzieje się 9 lat po "Kolejnej szansie". Draco i Hermiona mają po 32 lata.
Żeby już bardziej nie gmatwać, zapraszam do prologu i pierwszego rozdziału.
Pozdrawiam :*