Udanych wakacji, tak wgl xD
~*~
-
Blaise, załatw mi psychologa dla Hermiony.
- Mówię, kiedy przyjaciel wchodzi do gabinetu. Zabini staje
na przeciwko mnie i patrzy uważnie.
-
Draco? Wszystko w porządku? - pyta.
-
Oczywiście, że tak.. - Odpowiadam.
-
Draco, doskonale widzę, że nie jest okay. Po tym wszystkim nagle
widzisz ją taką, w takim stanie...
-
Diable, to było 9 lat temu. Daj spokój.
- I
tak wiem, że to Ci nie minęło. - Mówi przyjaciel i pochyla się nade mną. - Jak byś chciał pogadać to wiesz... -
-
Daj spokój. - Mówię i zaczynam wypełniać papiery Hermiony.
-
Dobra, ten psycholog, kobieta czy mężczyzna? -
-
Obojętne. Ma być najlepszy. -
-
Dobra stary, za godzinę dam Ci znać. A Ty idź teraz do niej i ją
poinformuj, co ją czeka. Wybudziła się. - Przyjaciel opuszcza
gabinet. Siedzę jeszcze chwilę na krześle i zastanawiam się co
powiedzieć Mionie. Muszę być miły. Ale jak będąc miły pomogę
jej się ogarnąć? Ona potrzebuje, żeby ktoś przemówił jej do
rozsądku. Wzdycham i podnoszę się z krzesła. To będzie trudna
rozmowa.
~*~
Leżę
na białym łóżku, w białym pokoju i wpatruję się w biały
sufit. Na sobie mam białą piżamę, a na ręce biały bandaż.
Gdyby nie to, że wiem gdzie jestem, mogłabym pomyśleć, że to
niebo. Zwłaszcza, że nade mną stoi tak przystojny mężczyzna
odziany w białe ubranie, w prawie białych włosach i tak
niesamowicie błękitnych oczach. Anioł. Ale nie. Doskonale wiem
gdzie jestem. To szpital. Jestem w sali szpitalnej. A nade mną nie
stoi anioł. To uzdrowiciel. Mówi do mnie, ale ja dalej patrzę się
w sufit. On sprawił, że przeżyłam. To przez niego teraz tu
jestem, a nie w niebie. Jestem wściekła. Ignoruję go, co go
denerwuje. I dobrze. Zasłużył sobie. Przez niego tu leżę. Sam
tego chciał. Nagle mężczyzna łapie mnie za ramię i ciągnie w
swoim kierunku. Automatycznie unoszę się i jestem teraz w pozycji
siedzącej. Zmusza mnie, żebym na niego spojrzała. Znam tę twarz.
Te włosy. Te oczy. Wydaje się znajomy. Zaraz...
-
Granger, czy ty mnie do cholery możesz zacząć słuchać?! -
krzyczy. Poznaję ten grymas złości. W Hogwarcie... W Hogwarcie tak
na mnie cały czas patrzył. No może było w jego oczach trochę
obrzydzenia.
-
Malfoy... - szepczę. Doskonale wiem, że został uzdrowicielem. Ale
dlaczego właśnie on się mną zajmuje?
-
No niemożliwe, nareszcie zaszczyciłaś mnie jakimkolwiek słowem. -
Mówi. Nadal jest zły. Odwracam wzrok od jego niesamowicie
przystojnej twarzy. Tak. Draco Malfoy jest niesamowicie przystojny.
Zawsze był, a ja nie mogę temu zaprzeczyć. Jednocześnie jest
największą świnią, jaką znam. Wlepiam wzrok w ścianę za nim, a
on mówi do mnie.
-
Żaden powód nie jest dobry, żeby odebrać sobie życie. Kobieto,
jesteś wrakiem. Rozumiem, że możesz cierpieć, no ale Granger.
Spójrz na Ginny. Straciła Pottera i teraz traci rodziców. I
widzisz jak się trzyma. Próbowała się zabić? Nie. Wygląda jak
wrak? Nie, trzyma się świetnie. Merlinie, Granger... - Nie pozwalam
mu skończyć. Gotuje się we mnie.
- I
co? Myślisz, że jak mi powiesz, jak świetnie wygląda Ginny i jak
się trzyma, to mi przejdzie?! Straciłam dziecko! Dziecko,
rozumiesz!? I to z mojej winy. Gdybym tylko wiedziała kiedy się
zamknąć. I gdybym tylko zapłaciła szybciej... - Głos mi się
załamuje. Łzy spływają po moich policzkach. Aż dziwne, że
jeszcze mam czym płakać. Codziennie, przez dwa lata wylewałam
tysiące łez. I one nadal płyną. Malfoy patrzy się na mnie.
Zastanawia się pewnie co powiedzieć.
-
Granger. Granger, to nie twoja wina. - Mówi. - I tak by go zabili.
Nawet gdybyś zapłaciła szybciej. Nawet gdybyś nie powiedziała
tych słów. - Patrzę na niego z szeroko otwartymi oczami.
-
Co Ty o tym wiesz. Nie masz o tym pojęcia.
-
Granger, zjedz coś. A potem połóż się spać. Jutro przyjdzie do
Ciebie psycholog. - Mówi uzdrowiciel i wychodzi z pokoju. Zerkam
tylko na jedzenie pozostawione na stoliku, odwracam się i idę spać.
Sen jest piękny. To taka jakby chwilowa śmierć. Przez parę godzin
nie ma Cię na świecie. Zasypiam z nadzieją, że się już nie
obudzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz