czwartek, 23 lipca 2015

Rozdział 2

No więc, obiecany rozdział jest, mam nadzieję, że Wam się spodoba. Naprawdę się starałam ;)
Udanych wakacji, tak wgl xD

~*~

- Blaise, załatw mi psychologa dla Hermiony. - Mówię, kiedy przyjaciel wchodzi do gabinetu. Zabini staje na przeciwko mnie i patrzy uważnie.
- Draco? Wszystko w porządku? - pyta.
- Oczywiście, że tak.. - Odpowiadam.
- Draco, doskonale widzę, że nie jest okay. Po tym wszystkim nagle widzisz ją taką, w takim stanie...
- Diable, to było 9 lat temu. Daj spokój.
- I tak wiem, że to Ci nie minęło. - Mówi przyjaciel i pochyla się nade mną. - Jak byś chciał pogadać to wiesz... -
- Daj spokój. - Mówię i zaczynam wypełniać papiery Hermiony.
- Dobra, ten psycholog, kobieta czy mężczyzna? -
- Obojętne. Ma być najlepszy. -
- Dobra stary, za godzinę dam Ci znać. A Ty idź teraz do niej i ją poinformuj, co ją czeka. Wybudziła się. - Przyjaciel opuszcza gabinet. Siedzę jeszcze chwilę na krześle i zastanawiam się co powiedzieć Mionie. Muszę być miły. Ale jak będąc miły pomogę jej się ogarnąć? Ona potrzebuje, żeby ktoś przemówił jej do rozsądku. Wzdycham i podnoszę się z krzesła. To będzie trudna rozmowa.

~*~

Leżę na białym łóżku, w białym pokoju i wpatruję się w biały sufit. Na sobie mam białą piżamę, a na ręce biały bandaż. Gdyby nie to, że wiem gdzie jestem, mogłabym pomyśleć, że to niebo. Zwłaszcza, że nade mną stoi tak przystojny mężczyzna odziany w białe ubranie, w prawie białych włosach i tak niesamowicie błękitnych oczach. Anioł. Ale nie. Doskonale wiem gdzie jestem. To szpital. Jestem w sali szpitalnej. A nade mną nie stoi anioł. To uzdrowiciel. Mówi do mnie, ale ja dalej patrzę się w sufit. On sprawił, że przeżyłam. To przez niego teraz tu jestem, a nie w niebie. Jestem wściekła. Ignoruję go, co go denerwuje. I dobrze. Zasłużył sobie. Przez niego tu leżę. Sam tego chciał. Nagle mężczyzna łapie mnie za ramię i ciągnie w swoim kierunku. Automatycznie unoszę się i jestem teraz w pozycji siedzącej. Zmusza mnie, żebym na niego spojrzała. Znam tę twarz. Te włosy. Te oczy. Wydaje się znajomy. Zaraz...
- Granger, czy ty mnie do cholery możesz zacząć słuchać?! - krzyczy. Poznaję ten grymas złości. W Hogwarcie... W Hogwarcie tak na mnie cały czas patrzył. No może było w jego oczach trochę obrzydzenia.
- Malfoy... - szepczę. Doskonale wiem, że został uzdrowicielem. Ale dlaczego właśnie on się mną zajmuje?
- No niemożliwe, nareszcie zaszczyciłaś mnie jakimkolwiek słowem. - Mówi. Nadal jest zły. Odwracam wzrok od jego niesamowicie przystojnej twarzy. Tak. Draco Malfoy jest niesamowicie przystojny. Zawsze był, a ja nie mogę temu zaprzeczyć. Jednocześnie jest największą świnią, jaką znam. Wlepiam wzrok w ścianę za nim, a on mówi do mnie.
- Żaden powód nie jest dobry, żeby odebrać sobie życie. Kobieto, jesteś wrakiem. Rozumiem, że możesz cierpieć, no ale Granger. Spójrz na Ginny. Straciła Pottera i teraz traci rodziców. I widzisz jak się trzyma. Próbowała się zabić? Nie. Wygląda jak wrak? Nie, trzyma się świetnie. Merlinie, Granger... - Nie pozwalam mu skończyć. Gotuje się we mnie.
- I co? Myślisz, że jak mi powiesz, jak świetnie wygląda Ginny i jak się trzyma, to mi przejdzie?! Straciłam dziecko! Dziecko, rozumiesz!? I to z mojej winy. Gdybym tylko wiedziała kiedy się zamknąć. I gdybym tylko zapłaciła szybciej... - Głos mi się załamuje. Łzy spływają po moich policzkach. Aż dziwne, że jeszcze mam czym płakać. Codziennie, przez dwa lata wylewałam tysiące łez. I one nadal płyną. Malfoy patrzy się na mnie. Zastanawia się pewnie co powiedzieć.
- Granger. Granger, to nie twoja wina. - Mówi. - I tak by go zabili. Nawet gdybyś zapłaciła szybciej. Nawet gdybyś nie powiedziała tych słów. - Patrzę na niego z szeroko otwartymi oczami.
- Co Ty o tym wiesz. Nie masz o tym pojęcia.

- Granger, zjedz coś. A potem połóż się spać. Jutro przyjdzie do Ciebie psycholog. - Mówi uzdrowiciel i wychodzi z pokoju. Zerkam tylko na jedzenie pozostawione na stoliku, odwracam się i idę spać. Sen jest piękny. To taka jakby chwilowa śmierć. Przez parę godzin nie ma Cię na świecie. Zasypiam z nadzieją, że się już nie obudzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz